Igor Kędzierski, „tłumacz literatury czeskiej, krytyk i eseista” – tak mówi notka biograficzna – w tekście „Happy horror i zleżałe ryby postmodernizmu” opublikowanym w Witrynie Czasopism opisuje numer 00 magazynu „Pozytyw”. Dokopując ostro przy okazji wrocławskiemu „Formatowi” i naszemu „KF”! W końcu przecież trzeba przywalić komuś przy okazji – tekst nabiera rumieńców.
Moją intencją nie jest tu riposta w stusunku do „Poztywu”, do którego zresztą napisałem swego czasu dwa teksty. Życzę mu jak najlepiej, bo rynek wydawnictw fotograficznych (sensownych) powinien być bogaty, a do tej pory każde z pism posiada inny charakter i opisuje inne zjawiska. I dobrze, bo to wzbogaca całą sferę fotografii.
Kędzierski pisze: „Mam tylko nadzieję, że nie doczekamy się kolejnego przegadanego, akademickiego, salonowo zaangażowanego pisma pokroju ‘Formatu’ czy ‘Kwartalnika Fotografia’. Mam nadzieję, że czytelnicy przejdą test pozytywnie i postawią na dobre zdjęcia o dobrej jakości i w dużym formacie, bez zbędnego mydła interpretacji i interpretacji interpretacji.”, po czy przystępuje do omawiania (interpretacji?) poszczególnych prezentacji. Zastanawiam się co mogą oznaczać w przypadku „KF” sformułowania „pismo przegadane”, „akademickie”, a nade wszystko „salonowo zaangażowane”. To idiotyczny zarzut dla magazynu, który jest otwarty na wszelką tematykę – od teorii, poprzez prezentację zastawów autorskich i omówienia ważniejszych wydarzeń, po teksty dotyczące historii fotografii i specjalną rubrykę promującą młodych twórców. Sformułowanie „salonowo zaangażowane” z góry określa „KF” jako pismo przeintelaktualizowane, hetrmetyzujące czy wręcz faworyzujące jakąś grupę. Szkoda tylko, że szanowny krytyk i eseista nie wyraził się jaśniej, bo ja w żaden sposób nie potrafię doszukać się w naszych poczynaniach takich cech. Jedyne co nas interesuje, to fotografia kolejnych nowych autorów, którzy poza warstwą wizualną („Oglądałem zdjęcia, pomijając teksty, które nierzadko zajeżdżały mocno upoconą słabizną. Ale nie przeszkadzało mi to; raz, że zawsze zawierały jakieś tam informacje o autorze, po które można było w razie potrzeby sięgnąć, dwa, że nie było ich wiele – przeważał materiał wizualny.” – to słowa Kędzierskiego o dawnym „Pozytywie”), przemycają coraz to nowe idee i otwierają nowe ścieżki współczesnej fotografii, która stale się rozwija. Myśl jest nieodzowną częścią składową fotografii, a teksty tylko pomagają ją odnaleźć. Zresztą nie raz na łamach kwartalnika miały miejsce tekstowe potyczki autorów piszących dla nas, co świadczy raczej o otwartości na wymianę poglądów, niż o lobowaniu za którąś ze stron.
Na koniec wywodów Igor Kędzierski wystosował pełen dramatyzmu apel, mieszając już wszytsko: „Dlatego, drodzy czytelnicy, zwłaszcza ci z was, którzy czują się mniejszością: zaangażujcie się i brońcie tego fenomenalnego pisma przed pozbawioną gustu większością, fetyszystami sprzętowymi, fotografami stworzeń domowych (rybek zwłaszcza), dendrologami (namiętni fotografowie drzew, jak nazywa ich Paweł Golec), postmodernistami, politykami PIS-u, młodzieżą radiomaryjną i, co najważniejsze, przed naciskami wielkiego kapitału...”. Kapitału wydawcy też?
czwartek, 28 lutego 2008
Zleżałe ryby Kędzierskiego
Autor: Ireneusz Zjeżdżałka o 02:38
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
5 komentarzy:
Myślę, że nie ma się co specjalnie oburzać. W końcu to felieton - ostatni gatunek, od którego można by oczekiwać bezstronności, ważenia argumentów itp. (BTW - podlinkowanego tekstu nie da się czytać, bo autor chyba nie słyszał o dzieleniu na akapity i nie widział jak to potem wygląda na stronie...). Oczywiście "salonowość" i kilka innych zarzutów rzuconych mimochodem w kierunku KF trudno uznać za trafione, ale już za hermetyczność (do pewnego stopnia) bym się nie obrażał, bo jednak KF nie jest pismem dla wszystkich.
Co do Pozytywu, to jeszcze nie przetrawiłem numeru zerowego, choć już teraz widzę wiele rzeczy, które mi przeszkadzają (jak brak dystansu i niemal nastoletnia egzaltacja - wstępniak jest porażający...). Ale tutaj na pewno nie jestem obiektywny (znaczy się - bardziej niż zwykle ;-) bo jednak przez półtora roku regularnie udzielałem się w jego poprzednim wcieleniu...
KF nie jest pismem dla wszystkich, ba, nawet nie jest pismem dla wszystkich fotografujących - bo na szczęście nie ma tu ani słowa o nowinkach sprzętowych, dzięki którym można robić fotografie jeszcze doskonalsze, niż dotychczas (to taka moja drobna ironia...)
pozdrawiam!
Felieton i już, subiektywny.Nie ma o co kruszyć kopii."Otwarte" w zamyśle redaktora pismo wcale nie musi być postrzegane tak przez odbiorców/czytelników;a na koniec dodam,że jak ktoś ripostuje na felieton to oznacza, że coś jest na rzeczy;-)Chyba,że jest ten tekst istotnie skandaliczny a przecież nie jest.Bez przesady.
Dziękuję za komentarze. Jak napisałem nie jest to riposta, szczególnie w kierunku "Poztywu", bo nie ma ku temu najmniejszych powodów. Po prostu nie rozumiem, kiedy przy okazji recenzji komuś dołożyć... Czemu to ma służyć? Pomijając "KF", to fotograficzne numery "Formatu" są według mnie (i nie tylko) bardzo cenne i do zamieszczanych tam tekstów po latach sięga się dość często.
Po prostu - zamiast obrać jeden kierunek działań, wciąż lubimy ze sobą walczyć. Po co? To jeden z powodów (nie jedyny), dla których nas nie ma tam, w świecie.
Tak jak Irek, zawsze uważałem, że to dobrze, że powstają różne pisma o fotografii. Dlatego cieszył mnie każdy nowy tytuł, także "Pozytyw". W rozmowie z naczelnym "Formatu" Andrzejem Sajem, bodajże w 2002 roku wyraziłem to wprost mniej więcej tak: "Andrzej, mój KF nigdy nie był i nigdy nie chciał być konkurencją dla "Formatu". Każdy ma swoją specyfikę i odrębność, chociaż autorzy czasem ci sami w obu pismach". I Andrzej Saj to rozumiał i też tak stawiał sprawę - zamiast niepotrzebnie konkurować, lepiej jakoś się wspierać, współdziałać, chociażby wymieniając sie barterowo reklamami autopromocyjnymi. Bo w interesie wszystkich pism artystycznych (a nie ma ich w Polsce zbyt wielu) jest rozwój tego typu piśmienictwa, a nie jakaś dziwna rywalizacja, przeniesiona z pism wysokonakładowych, gdzie często rządzą działy marketingu. Pisma artystyczne (i literackie) - przynajmniej w naszym kraju - istnieją nie z powodów biznesowych. Dlatego trzeba się wspierać. Pozdrowienia dla wszystkich.
Waldemar Śliwczyński
Prześlij komentarz