Ostatnie dwa miesiące okazały się czasem poszukiwań nowej ścieżki i nowych tematów. Po raz kolejny okazało się jednak, że im dalej od miejsca zamieszkania, tym trudniej było się odnaleźć coś interesującego. Chyba zatem przypisanie fotografii do miejsca (niekoniecznie ściśle) ma jakieś uzasadnienie – w większości tekstów, które dotyczą tego, co robię, autorzy zaznaczają nazwę rodzinnego miasta. Więc fotografia z Wrześni i o Wrześni. Czy to ogranicza? Nie sadzę, bo po raz kolejny czuję, że poszukiwanie nowej ścieżki okazało się owocne, więc ten poligon fotograficzny nie jest jeszcze wyeksploatowany do końca. I nie wyeksploatował do końca mnie. Tyle że tym razem jest to wyście w otwartą przestrzeń, choć wnętrza powstają nadal i powstawać będą. Ale to temat, który pojawi się najwcześniej na początku 2009 roku. Dokładnie gdzie i kiedy? Tego jeszcze nie wiem.
Do tej pory nie wiedziałem, jak bardzo takie podejście jest bliskie temu, czym początkowo zajmowali się brytyjscy dokumentaliści, jak Jem Southam czy Paul Graham, bezpośredni spadkobiercy idei opisywanego chwilę wcześniej Tony Ray-Jonesa. Do tej pory miałem okazję oglądać ich prace jeden raz w ramach wystawy Documentary Dilemmas. Aspects of British Documentary Photography 1983-1993 przygotowanej przez The British Council i pokazywanej w Polsce w 1995 roku. Już wtedy ta fotografia działała na mnie silnie, ale wtedy jeszcze nie rozumiałem dlaczego.
Rzecz jasna żadną miarą nie mogę porównywać mojej pracy z realizacjami Southama czy Grahama – to inna skala, inna realność (to bardzo ważne) i inna stylistyka. Niemniej wspólne (i to bardzo) wydają mi się poszukiwania w obrębie najbliższej, zatem najlepiej znanej rzeczywistości. Ma to szczególne znaczenie szczególnie w przypadku prac Southama – nawiasem mówiąc fotografa niemal zupełnie nieznanego w Polsce, choć to akurat mnie specjalnie nie dziwi, bo wciąż mało kto przywiązuje wagę do rejestrowania „banalnej” codzienności i takich miejsc. Znacznie lepiej znany jest Graham, szczególnie zaś jego cykl Troubled Land: The Social Landscape of Northern Ireland z połowy 80. lat, ukazujący drobne, choć bardzo uporczywe ślady politycznych walk Irlandii. Kiedy podczas ubiegłorocznego Miesiąca Fotografii w Krakowie w trakcie panelu dyskusyjnego z brytyjskimi fotografami i Markiem Powerem, kuratorem wystawy Teatry Wojny (Luc Delahaye, Christopher Stewart, Donovan Wylie, Geert van Kesteren i Lisa Barnard), zadałem pytanie o źródła fenomenu brytyjskiego dokumentu, otrzymałem odpowiedź, że wynika to z bujnej historii Wielkiej Brytanii. Myślę jednak, że nie tylko – świadomości fotografów może mieć tu znaczenie decydujące.
Ireneusz Zjeżdżałka, Września, 2007
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz