niedziela, 9 grudnia 2007

Lata walki Sasnala



Wczorajsza wizyta w „Zachęcie”, gdzie obecnie prezentowana jest wystawa Lata Walki Wilhelma Sasnala (27.11.2007–02.03.2008), po raz kolejny uświadomiła mi fakt, że młoda polska fotografia (poza nielicznymi przypadkami) wciąż boryka się ze sporymi problemami w opisie naszej współczesnej rzeczywistości. Malarstwo wydaje się tu być o kilka kroków do przodu. Podczas gdy fotografowie oddają się zabawom w „lomografię”, wydumanym inscenizacjom, odkrywaniu możliwości programu photoshop CS2 czy magii wykrzywionych obrazów z kamery otworkowej, malarze spokojnie wchodzą w naszą mentalność, ukazują uwikłanie w obecne problemy i systemy manipulacji czy uświadamiają nam to, w jak bardzo zmienia się nasze postrzeganie rzeczywistości i nasz stosunek do niej. A wydawało by się, że to właśnie fotografia, jako mechaniczne medium rejestracji, powinno być predysponowane do jej interpretacji...
Wystawę oglądałem starając się odrzucić całą wiedzę o rynkowych sukcesach Sasnala, który w ubiegłym roku otrzymał najbardziej prestiżową europejską nagrodą artystyczną The Vincent Award, a jego Samoloty (2001) zostały niedawno sprzedane w Christie's za 396 tys. dolarów, co jest najwyższą kwotą za współczesny polski obraz. To zapewne jeden z powodów, dla których ludzie masowo odwiedzają tę wystawę - przy okazji warto podłsuchać opinie publiczności, zazwyczaj pełne rozczarowania i niezrozumienia.
Przyznam że starałem się. Moje zrozumienie dla takiego malarstwa bierze się po części nie tylko stąd, że należymy do tego samego rocznika (1972), choć zapewne ma to znaczenie, bo (jak przypuszczam) wyrastaliśmy w podobnym klimacie i w podobnym otoczeniu (muzyka, filmy, czasy). Jednak najważniejsza okazuje się być stylistyka obrazów Sasnala, choć na wystawie, gdzie pokazano 40 obrazów z okresu ostatnich kilku lat, jest ona bardzo zróżnicowana. Siłą rzeczy najciekawsze dla mnie są te obrazy, które przypisane zostały rzeczywistości i utrzymane zostały w „fotograficznej” stylistyce, czy wręcz powstały na podstawie fotografii, jak choćby obrazy z serii Metinides (inspiracją były zdjęcia meksykańskiego fotografa Enrique Metinidesa, który dokumentował wypadki) czy seria Mościce, przedstawiające zakłady azotowe w Tarnowie-Mościcach (na podstawie zdjęć z książki o Mościcach). Jest też jeden, szczególnie mi bliski obraz ukazujący wnętrze mieszkanie w willi na warszawskiej Ochocie, wybudowanej pod koniec lat 40. Ale to już wynik mojej słabości do pustych wnętrz i nagromadzonych w nich historii...

Wilhelm Sasnal, Bez tytułu (1948), 2005, olej na płótnie 55x70 cm

Poniżej pozwoliłem sobie zamieścić kilka ze 105 komentarzy, jakie ukazały się na stronie internetowej „Gazety Wyborczej” pod tekstem Płonące bałwany Wilhelma Sasnala autorstwa Doroty Jareckiej (GW, 28.11.2007). Pisownia oryginalna.

Ogladalem. To sa wyjatkowe GNIOTY! Boze, jak latwo mozna ludzi oglupic!

Jakieś zdolności plastyczne to Krasnal niewątpliwie ma, co już jest rzadkością i wielkim atutem na tle tzw. „sztuki” współczesnej. Widać że chciałby zostać drugim Hasiorem i jest na dobrej drodze. A czy mu się uda? To już nie zależy od talentu ale od mody, gustów i guścików oraz łaski pańskiej co na pstrym koniu jeżdzi.

Cieszę się, jeżeli już za życia artysta sprzedaje obrazy. Ja jestem zwyczajnym odbiorcą sztuki. Albo coś mi się podoba, albo nie! W moim odbiorze estetycznym dzieła pana Sasnala są okropne!!! Za darmo nie chciałabym ich mieć w domu na ścianie!

Co to za jeden ten cały Krasnal? I po co tyle szumu wokół niego?

Ktoś powiedział ,że geniusz tkwi w prostocie - a to co robią „sasnale”,to jest zwykły bełkot, który opiewa jedynie świat tzw. sztuki, okupowany przez paranoików-którym-się-za-dużo-wydaje, mających wreszcie swój własny świat i przekonujących siebie nawzajem, że są wyjątkowi do kwadratu, podczass gdy są co najwyżej żałośni i komiczni.

Nie wiem ,jak można być tak bezkrytycznym, by kierować się ślepą zupełnie modą. Sasnal to gnioty, z najniższej półki.

... sztuka zdechła. A Sasnal to kolejny nudny przykład, jak podrzędną prostytutką „artysta” być musi, co by go docenili. Sasnal maluje jak wyjątkowo mierny absolwent gimnazjum zdający egzamin praktyczny do liceum plastycznego. Cóż za śmierć sztuce niegodną zadano.

Gratuluje!!! Malarstwo!!!

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Właściwie to znałem tylko komiksy z Przekroju.Dziwadła takie. A że to jaki luj, to się dowiedziałem w czwartek z telewizji. Bo jak telewizja, coś powie to tak jest, zwłaszcza kultura telewizyjna o twarzy Dehnela

elkac pisze...

Ohoho - piękne komentarze :-) Przejrzałem sobie je już wcześniej na stronie GW, ale tu wybrałeś same smaczki. Rozbrajają mnie uwagi o "umiejętnościach gimnazjalisty" itp. - wydawało mi się, że nawet przypadkowy konsument sztuki zdaje już sobie dziś sprawę z tego, że kolorowo i efektownie to niekoniecznie artystycznie...

Sasnala lubię, ale wystawy jeszcze nie widziałem. Daleko nie mam, więc liczę, że w końcu nadrobię zaległości.

Anonimowy pisze...

Życzę facetowi jak najlepiej i widać po niektórych obrazach, że potrafi czasem postawić dobrą kreskę lub plamę ale ... jeśli mam być szczery to uważam efekty jego pracy za bardzo kiepskie. Sam maluję, rysuję, rzeźbię i może patrzę na obrazy z troszkę innej perspektywy niż osoby się tym nie parające. Bynajmniej nie uważam się za mistrza jednak muszę stwierdzić, że niestety obrazy te moim zdaniem są banalne. Nie prezentują sobą nic. Ani pod względem tematyki, pomysłu, kompozycji, wykonania, ładunku emocjonalnego ani oddziaływania na widza. To są prace na 5 min a w niektórych przypadkach góra 15 min malowania bez zastanowienia, bo kopiowanie zdjęć to najprostsze co można wymyślić w malarstwie zaraz za bezmyślnym chlapaniem na płótno. Z jednej strony niby cieszy fakt że kolejny polak wybił się w tej dziedzinie z drugiej zaś pytanie czym się wybił i czy nie było lepszych?

Ireneusz Zjeżdżałka pisze...

Dziękuję za wpis. Nie jestem znawcą malarstwa, nawet na fotografii znam się ledwie, ale Sasnal (może nie w całości) akurat do mnie przemawia i nie ma dla mnie znaczenia, czy obraz powstawał 15 minut, czy 15 dni – nie sądzę by miało to jakiekolwiek znaczenie. Nie wiem czy są to banalne obrazy – raczej nie, bo w moim odbiorze mówią o mentalności pokolenia urodzonego w Polsce w latach 70., a dorastającego w okresie głębokich przemian, więc fascynacje rzeczywistością, muzyką, inspiracje mediami. Pisze Pan „kopiowanie zdjęć to najprostsze co można wymyślić w malarstwie zaraz za bezmyślnym chlapaniem na płótno” – myślę, że sztuka w roku 2008 nie musi ukazywać biegłości warsztatowej (tej akurat Sasnalowi nie brakuje, tak sądzę), ale powinna poruszać się w obrębie ważnych problemów. Akurat kopiowanie zdjęć (także przez np. Maciejowskiego) znakomicie oddaje obecne czasy, gdzie 95% społeczeństwa buduje światopogląd na podstawie prasy ilustrowanej. Tak to widzę...