czwartek, 29 listopada 2007

A2

Czynny odcinek autostrady A2 ciągnie się od Nowego Tomyśla do Strykowa na długości 252 kilometrów. To stan na dzień dzisiejszy, niezbyt spektakularny. W planach ma jednak połączyć Słubice z przejściem granicznym Kukuryki-Kozłowicze, wschód i zachód, dwie odmienne mentalności. Budowę zaczęto od samego niemal środka, w dwóch kierunkach...
Historia tej trasy jest za to nieco bogatsza. Już w latach 30. ubiegłego wieku Niemcy umieścili tą trasę w swych planach budowy sieci autostrad. Odcinek Berlin-Poznań miał nosić nazwę Reichsautobahn (RAB) 8, ale powstał tylko fragment do Frankfurtu n. Odrą, dziś funkcjonujący jako A12. Gdy Poznań stał się częścią Rzeszy w 1939 rozpoczęły się prace (głównie ziemne) nad kolejnym odcinkiem, ale trwały zaledwie do 1942. Niemcy musiały przenieść cały wysiłek gospodarczy na działania wojenne i o drodze przestano myśleć.
Idea połączeniu granic pojawiła się znów w latach 70., w czasach PRL-u. Okazją stały się igrzyska olimpijskie w Moskwie w 1980 (niemal po trzydziestu latach, demokratyczny rząd RP ma obecnie podobne plany związane z Euro 2012...), ale kryzys gospodarczy umożliwił wybudowanie zaledwie krótkiego odcinka Września-Konin, oddanego do użytku gdzieś w połowie lat 80. Sąsiad w bloku otrzymał nawet pamiątkowy medal z tej okazji.

Ireneusz Zjeżdżałka, Gozdowo, 2007

Pięćdziecięciokilometrowy kawałek autostrady stał się wtedy swoistym oknem na świat, ten lepszy. Tak przynajmniej wydawało się dzieciakom, które na poboczu trasy czatowały na pudełka zapałek, cukierki, a nawet gumę do żucia czy Marsa, wyrzucane przez kierowców TIR-ów przez okna ciągników siodłowych które wtedy same wydawały się pochodzić z alternatywnej rzeczywistości. W najgorszym wypadku TIR zatrąbił i znikał, a wraz z nim „egzotyczne” tabliczki rejestracyjne i nalepki B, D, F, NL, które później dziaciaki próbowały rozszyfrowywać przy użyciu atlasów szkolnych. Kierowcom musiało to pewnie podbudowywać dobre samopoczucie -w końcu nie każdego dnia zwyczajny szofer ukazywał komuś świat poprzez uchyloną szybę ciężarówki, nie co dzień stawał się synonimem dobrobytu i cywilizacji.

Ale trasa miała też inny wymiar, jeszcze mniej przyziemny, bo to właśnie tutaj armia usytuowała DOL - drogowy odcinek lotniskowy, który w wypadku wojny przeistoczyć się miał w polowe lotnisko wojskowe. Korzystać z niego miały zastępczo Poznań Krzesiny, Poznań Ławica, Bednary i oczywiście Powidz. Pamiętam kilkukrotne manewry, kiedy to za Dębiną podrywały się do lotu formacje SU-20 i 22 o deltowatch skrzydłach. Opowiadano wtedy o pilotach, którzy dla draki przelatywać mieli pod wiaduktem prowadzącym do Gozdowa, ale nie poznałem nigdy nikogo, kto widziałby te ewolucje na własne oczy. Kilkanaście lat później, podczas wizyty na lotnisku w Powidzu zapytany o spotkania z UFO podczas lotów wyższy rangą oficer odpowiedział: „Gdybym potwierdził takie spotkanie, musiałbym pana zabić”.

1 komentarz:

Monika Zawadzka pisze...

Świetny wpis. Będę na pewno tu częściej.