Z płaskiego pejzażu wyłaniają się zarysy trzech niewielkich zabudowań gospodarskich. W zasadzie nie mamy wątpliwości, że chodzi o dawną fermę. Zaświadcza o tym nie tylko pustka dookoła i sama architektura budowli (kto by próbował szopie czy wiejskiej chacie narzucać interesującą architektonicznie wizję?), ale też najważniejszy element obrazu - drewniany kołek na pierwszym planie, podtrzymujący liche ogrodzenie z drutu kolczastego, mające zapewne chronić to, co jeszcze pozostało po dawnej świetności tego miejsca.
Opisana wyżej fotografia przedstawia opustoszałe gospodarstwo (Abandoned Farm, near Dolhart, Texas, 1938) z czasów wielkiego kryzysu, jaki nawiedził w latach 30. Stany Zjednoczone. Dorothea Lange wykonała ją w ramach jednego z największych w historii projektów fotograficznych Farm Security Administration (FSA) prowadzonego dla rządowych agencji pod nadzorem Roy'a E. Strykera, a mającego na celu ukazać skutki wielkiego kryzysu i wprowadzenia polityki interwencjonalizmu państwowego Franklina D. Roosvelta, czyli "Nowego Ładu" (New Deal). O ogromnej skali FSA świadczyć może ilość pozostawionych przez biorących w nim udział fotografów, licząca ok. 250.000 negatywów...
Z takim dorobkiem niezwykle trudno jest zestawiać działalność współczesnego fotografa, zamykającego się w dodatku w niewielkich i ścisłych granicach jednego powiatu, liczącego zaledwie 704 km2. Ale i tak niewielki obszar może stać się bogatym poligonem dla twórcy, który doskonale zdaje sobie sprawę z możliwości i charakteru medium, jakim jest fotografia.
Dla Waldemara Śliwczyńskiego fotografia ma co najmniej kilka znaczeń - traktuje ją jak dokument zanikającej w coraz szybszym tempie prowincjonalnej architektury, ale też jako nośnik informacji o czasie przeszłym, stąd tak wielkie zamiłowanie do przedwojennych pocztówek (nakładem jego wydawnictwa Kropka ukazały się do 2007 aż trzy albumy zawierające przedwojenne kartki pocztowe z Wrześni i dawnego powiatu wrzesińskiego). Ale jak na rasowego regionalistę przystało Śliwczyński uważnie stawia kroki, by przypadkiem nie zapędzić się na zbyt daleko i nie zahaczyć o sąsiadujący Wrześni powiat. Ta rzadka postawa wyjątkowego przywiązania do lokalności niesie ze sobą spore ograniczenia -nie tylko w sensie geograficznym, bo przecież z taką postawą musi się wiązać niezrozumienie - jak bowiem tłumaczyć nieświadomym istotność dokumentowania głębokich przemian właśnie "tu" i "teraz"? Pomimo oczywistych podobieństw, procesu dokumentowania upadłych gospodarstw rolnych - głównego motywu fotografii Śliwczyńskiego - nie da się w sposób bezpośredni porównać z projektem FSA, ani zdumiewającej aktywności małżeństwa Becherów, które poświęciło całe życie na budowanie swoistej typologii budowli industrialnych. Skala i czasu są zupełnie inne. Także sama idea. Jednak jeden istotny element pozostaje niezmienny - determinacja. Cecha, która dla fotografii dokumentalnej jest jedną z podstawowych dla jej egzystencji. Bez niej wiele budowli dawnych PGR-ów dziś zniknęłaby bezpowrotnie, inne trwały by dłużej i nadal poddawane by były powolnej destrukcji. Powstałe fotografie przepełnione są nie tylko krytycznym spojrzeniem, ale też swego rodzaju melancholią. I nie wynika to z tęsknoty za minionym systemem ekonomicznym, a raczej wyrasta wprost z zamierzchłej historii, zapisanej na starych kartach pocztowych. Bez wątpienia duży zbiór przedwojennych pocztówek z okolic Wrześni, jaki Śliwczyński zdołała stworzyć wydaje się najważniejszym kluczem do jego fotografii. To one zdają się wyznaczać kolejne etapy fotograficznego dokumentowania śladów przeszłości, bez dokonywania zbędnych ocen - nie hierarchia społeczna i ekonomiczna są tu ważne, ale odkrywanie i przywracanie historii w ogóle. Także tej najmniejszej, najbardziej ludzkiej, tworzonej przez każdego bez wyjątku człowieka. Jeśli tylko nie mieszka za miedzą...
Opisana wyżej fotografia przedstawia opustoszałe gospodarstwo (Abandoned Farm, near Dolhart, Texas, 1938) z czasów wielkiego kryzysu, jaki nawiedził w latach 30. Stany Zjednoczone. Dorothea Lange wykonała ją w ramach jednego z największych w historii projektów fotograficznych Farm Security Administration (FSA) prowadzonego dla rządowych agencji pod nadzorem Roy'a E. Strykera, a mającego na celu ukazać skutki wielkiego kryzysu i wprowadzenia polityki interwencjonalizmu państwowego Franklina D. Roosvelta, czyli "Nowego Ładu" (New Deal). O ogromnej skali FSA świadczyć może ilość pozostawionych przez biorących w nim udział fotografów, licząca ok. 250.000 negatywów...
Z takim dorobkiem niezwykle trudno jest zestawiać działalność współczesnego fotografa, zamykającego się w dodatku w niewielkich i ścisłych granicach jednego powiatu, liczącego zaledwie 704 km2. Ale i tak niewielki obszar może stać się bogatym poligonem dla twórcy, który doskonale zdaje sobie sprawę z możliwości i charakteru medium, jakim jest fotografia.
Dla Waldemara Śliwczyńskiego fotografia ma co najmniej kilka znaczeń - traktuje ją jak dokument zanikającej w coraz szybszym tempie prowincjonalnej architektury, ale też jako nośnik informacji o czasie przeszłym, stąd tak wielkie zamiłowanie do przedwojennych pocztówek (nakładem jego wydawnictwa Kropka ukazały się do 2007 aż trzy albumy zawierające przedwojenne kartki pocztowe z Wrześni i dawnego powiatu wrzesińskiego). Ale jak na rasowego regionalistę przystało Śliwczyński uważnie stawia kroki, by przypadkiem nie zapędzić się na zbyt daleko i nie zahaczyć o sąsiadujący Wrześni powiat. Ta rzadka postawa wyjątkowego przywiązania do lokalności niesie ze sobą spore ograniczenia -nie tylko w sensie geograficznym, bo przecież z taką postawą musi się wiązać niezrozumienie - jak bowiem tłumaczyć nieświadomym istotność dokumentowania głębokich przemian właśnie "tu" i "teraz"? Pomimo oczywistych podobieństw, procesu dokumentowania upadłych gospodarstw rolnych - głównego motywu fotografii Śliwczyńskiego - nie da się w sposób bezpośredni porównać z projektem FSA, ani zdumiewającej aktywności małżeństwa Becherów, które poświęciło całe życie na budowanie swoistej typologii budowli industrialnych. Skala i czasu są zupełnie inne. Także sama idea. Jednak jeden istotny element pozostaje niezmienny - determinacja. Cecha, która dla fotografii dokumentalnej jest jedną z podstawowych dla jej egzystencji. Bez niej wiele budowli dawnych PGR-ów dziś zniknęłaby bezpowrotnie, inne trwały by dłużej i nadal poddawane by były powolnej destrukcji. Powstałe fotografie przepełnione są nie tylko krytycznym spojrzeniem, ale też swego rodzaju melancholią. I nie wynika to z tęsknoty za minionym systemem ekonomicznym, a raczej wyrasta wprost z zamierzchłej historii, zapisanej na starych kartach pocztowych. Bez wątpienia duży zbiór przedwojennych pocztówek z okolic Wrześni, jaki Śliwczyński zdołała stworzyć wydaje się najważniejszym kluczem do jego fotografii. To one zdają się wyznaczać kolejne etapy fotograficznego dokumentowania śladów przeszłości, bez dokonywania zbędnych ocen - nie hierarchia społeczna i ekonomiczna są tu ważne, ale odkrywanie i przywracanie historii w ogóle. Także tej najmniejszej, najbardziej ludzkiej, tworzonej przez każdego bez wyjątku człowieka. Jeśli tylko nie mieszka za miedzą...
Niniejszy tekst napisałem do wystawy, która niebawem zostanie otwarta w muzeum regionalnym we Wrześni - szczegóły poniżej.
Waldemar Śliwczyński, Chocicza Mała, 2003
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz